Do tego przedszkola trafiłam przez znajomych. Szukałam placówki dla swojego niedosłyszącego syna. Mieszkałam blisko, więc zapisałam go i czekałam. Kiedy przyszłam we wrzesniu okazało się, że przeoczyłam wpłatę wpisowego i mojego Mateusza nie ma na liście (brak tej wpłaty oznaczał kiedyś rezygnację z zapisu – przyp. red). Czekaliśmy jeszcze jeden rok. Gdy już dostaliśmy się do przedszkola, to Mateusz bardzo chętnie przychodził, ale tylko ze mną. Nie wystarczył okres adaptacji i musiałam dalej tu przychodzić. Traf chciał, że wtedy odeszła pani z kuchii. Pani dyrektor zaproponowała mi wtedy pracę. Bardzo się ucieszyłam, że będę mogła pracować i jedocześnie być z synem. Na pracy się znałam, bo wcześniej pracowałam w kuchni w szpitalu i jako intendentka w przedszkolu.
Praca jest ciężka i odpowiedzialna, bo odpowiadamy za zdrowie tylu małych dzieci. Ale gdy są one zadowolone i mówią, że obiadek był dobry, to się bardzo cieszymy. Podoba mi się, co robię. Pracuję razem z koleżanką, z która razem chodziłysmy do jednej szkoły. Poznałyśmy się jednak dopiero tu, w pracy.
Z ciekawych wspomnień to mogę powiedzieć, że w naszej kuchni gościłysmy kiedyś studentów dietetyki. Pamiętam radość dziewczyn, gdy pozwoliłam im smażyć naleśniki. Mój pierwszy dzień w pracy też był podobny. Smażyłam wtedy rybę w cieście naleśnikowym. Najbardziej lubię przygotowywać w przedszkolu rosół. Jest łatwy do zrobienia, ale co ważniejsze jest lubiany przez dzieci. Ogólnie jest tak, że im badziej dzieciom coś smakuje, tym przyjemniej się nam to przygotowuje. Ale przecież dieta musi być urozmaicona. Najmniej lubię gotowanie gołąbków i barszczu czerwonego, bo wymagją dużego skupienia, aby nie pobrudzić wszystkiego dookoła.
Widzę jak długo pracuję w przed¬szkolu po moich wnukach, bo syn Mateusza chodzi już do drugiej klasy. Dni wolne spędzam właśnie z nimi – mam ich czworo. Cieszę się, gdy dni stają się cieplejsze – jak teraz, bo spędzamy je na działce. Nie lubię za to długich i ciemnych wieczorów.
Plany na przyszłość? Już niewiele pozostało mi do emerytury. Lubię podróżować, więc jeśli zdrowie i finanse mi pozwolą, to będziemy z mężem zwiedzać. A może zapiszę się na Uniwersytet Trzeciego Wieku? Ważne, żeby się nie nudzić!